Po takim wypadzie ciężko zebrać myśli i wrócić do normalności, bo póki auto sprawne znów chciałoby się ruszyć w trasę. Miał być wypad na 2 rodziny, a ostatecznie pojechaliśmy jednym autem i skromną załogą w składzie: ja, Kostek i wciąż dochodzący do siebie po kontuzji Antoś. 
Poznaliśmy Rumunię A i Rumunię B - wspaniałe lokale, biednie przedmieścia i zapomniane wsie, przemierzyliśmy Karpaty wzdłuż i wszerz pokonując przepiękne i skrajnie różne trasy- Transalpinę i Transforgarską. Zebraliśmy w filtrze powietrza kilogramy kurzu i stawiliśmy czoła niespodziewanym problemom i kontuzjom, przejechaliśmy wiele kilometrów szutrów, górskich dróg i niekończących się podjazdów. Odwiedziliśmy mistyczny monastyr, przepiękną Jaskinię Niedźwiedzią i fantastyczną kopalnię soli w Turdzie. Spędziliśmy kilka nocy w naszym domu na kółkach na polach biwakowych i w dzikim terenie. Poznaliśmy wiele super załóg, poznaliśmy życzliwość lokalnych ludzi, a przy okazji spotkaliśmy w trasie ekipę Terenwizji. 
Było na szczęście łatwo, bo miałem u boku nie tylko najlepszego pilota, ale również ogarniacza wszystkich rzeczy, które wydają się nie do ogarnięcia w trakcie jazdy, a Antek po tak intensywnym czasie nie bardzo chciał wracać do domu. 
Kolejne marzenie spełnione, kolejne doświadczenie zdobyte - następnym razem ruszamy tam koniecznie pełnymi rodzinami. Może być lepsze potwierdzenie tego, że offroadowa turystyka to kapitalna zabawa?
Back to Top